Zbieramy na czynsz
Otwarcie kociarni było genialnym pomysłem. Wreszcie mamy miejsce dla kotów po sterylizacjach, dla tych z interwencji i dla tych, które nie muszą siedzieć w kennelu, a czekają na dom.
Kotki po zabiegach mają tu idealne warunki, żeby dojść do siebie. Nie są w niczyjej łazience ani piwnicy. Mają własną klatkę, miski, kuwetę i obsługę dwa razy dziennie. A potem powrót na wolność albo awans do pokoju adopcyjnego, jeśli kotka okazuje się być oswojona.
Potencjalni „rodzice adopcyjni” chętnie przychodzą poznać koty w kociarni. To neutralne, przyjazne miejsce. To nie dom wolontariusza, nie trzeba się krępować, że się komuś przeszkadza. To dom kotów. Tu można wpaść i bez zobowiązań i zapoznać się potencjalnym przyszłym podopiecznym.
Zawsze też, jakimś niewyobrażalnym cudem, znajduje się w kociarni miejsce dla kotów z nieplanowanych interwencji. Takich jak Pusia, jak Panna Bączkówna, jak koty z Aniołków. Zawsze dostawimy klatkę, przegrupujemy rezydentów, ściśniemy tego i owego. I gotowe.
Same plusy, prawda? Niestety – jest minus. To miejsce kosztuje i to niemało. Co miesiąc musimy uzbierać na czynsz i media. Jak dotąd, co miesiąc się udawało. Mamy nadzieję, że w kolejnym też się uda. Możesz nam pomóc. Dorzuć się do naszej zrzutki.