O łączeniu miotów
Temat powracający co roku – łączenie obcych kociaków z różnych miejsc. Czy to dobry pomysł? W skrócie: nie, nie rób tego nigdy, jeżeli z kotów, które chcesz połączyć, przynajmniej jeden nie jest szczepiony (i najlepiej też odrobaczony i ma wykonane testy FIV FeLV).
Niejednokrotnie widzimy poszukiwania kotek karmiących dla znalezionych osieroconych kociąt. Jest to pomysł, który może mieć naprawdę opłakane skutki. Wystarczy, że którakolwiek ze stron tego połączenia jest nosicielem choroby wirusowej: panleukopenii, caliciwirozy czy herpeswirozy. Nawet jeżeli koty w momencie łączenia wydają się zdrowe, to nie ma żadnej gwarancji, że są faktycznie zdrowe.
Większość chorób wirusowych ma czas bezobjawowej inkubacji. W przypadku kociaków bezdomnych dochodzi do tego zwykle kwestia pasożytów zewnętrznych i wewnętrznych.
Wypada też wspomnieć o innych chorobach przenoszonych przez bliskie kontakty, jak chociażby kocia białaczka.
Zdajemy sobie sprawę, że trudno jest wychować kocie niemowlaki, ale odpowiedzią nie jest narażanie innych zwierząt.
Do tego dochodzą również względy wyczerpania kociej matki: ostatnio przeczytaliśmy o połączeniu kotki z kilkoma kociakami z innymi kociakami: kotka w sumie karmiła 11 młodych. Trudno sobie wyobrazić, jak bardzo to jest wyczerpujące i stresujące dla kotki.
Czasem słyszymy argument: a przecież tak zrobiłe/am i nic się nie stało. Możliwości są dwie: a) ktoś miał szczęście, b) stało się, tylko nie wiesz.
Kontakt z patogenami nie musi oznaczać 100% pewności, że dojdzie do zachorowania. To jednak nie jest powód, aby grać w rosyjską ruletkę życiem kotów.